Kredyt na dom w naszym kraju jest dla zdecydowanej większości z nas koniecznością, o ile rzecz jasna mamy zamiar kupić lub wybudować swój dom. Alternatywnym rozwiązaniem będzie spłata czyjegoś kredytu, mieszkając w wynajmowanym mieszkaniu. Nie jednak, żebym krytykował tych, co wynajmują, wręcz przeciwnie. Uważam, że czasy są tak niepewne, a oferty kredytów hipotecznych tak mało ciekawe, że brać kredyt na dom mogą naprawdę nieliczni. A najśmieszniejsze jest to, że tak faktycznie się dzieje, bo ludzie coraz mniej chcą się zadłużać. Spadek ten zauważalny jest już od pięciu lat. Polskie gospodarstwa domowe zadłużają się coraz mniej i są to spadki dość znaczące. Każdego roku długi Polaków ulokowane w kredytach hipotecznych spadają o połowę. I nie ma się czemu dziwić. Banki niby kuszą promocjami, a mimo to kredyty są coraz droższe. Polacy niby zarabiają więcej, a jednak ich zdolność kredytowa maleje konsekwentnie każdego miesiąca. Z czego to wszystko wynika?
Niepewna sytuacja na rynkach światowych nie pozostaje niezauważona przez wzrost marż kredytów bankowych i współczynnikach WIBOR, które budują wysokość oprocentowania. Te rosną. Banki z kolei promują, że do końca czerwca można jeszcze liczyć na promocję. Co z tego, jeśli nawet z taką promocją kredyt będzie droższy niż rok temu o tej samej porze, a nawet trzy czy cztery miesiące wcześniej? Kredyt na dom z promocją, która jest droższa niż była bez promocji nie jest chyba szczytem marzeń. Cena kredytu to jedno. Ludzie niby zarabiają więcej, jednak co z tego, jeśli ceny też są wyższe? Tyle, że niestety zarobki nie zwiększają się tak drastycznie jak ceny paliwa czy żywności. I tu jest główne źródło problemu, dlaczego ludzie sceptyczniej podchodzą do kredytów hipotecznych. Na razie ciężko oczekiwać tego, że będzie lepiej, chociaż kiedyś w końcu musi być.