Dużo mówi się ostatnimi czasy na temat problemów banków z kredytami hipotecznymi. Zwłaszcza tych, które dotyczą długów zaciąganych w obcej walucie. Trudności, aby wziąć kredyty mieszkaniowe w euro są coraz większe, kredyt hipoteczne we frankach to już przeszłość, a i nawet te w złotówkach zamiast tanieć, w większości banków drożeją. Szacuje się, że marża kredytowa poszła w górę średnio o 0,2%. I to tylko w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Niby niewiele, ale przy kwotach liczonych w setkach tysięcy jednak robi różnicę. Prognozy na najbliższy okres nie są zbyt korzystne, zwłaszcza jeśli chodzi o kredyty w euro.
Kredyty mieszkaniowe w euro i we frankach zaczęto wycofywać w trzecim kwartale roku 2011. Wtedy to wszystkie banki, z wyjątkiem Nordea Bank, wycofały możliwość wzięcia kredytu we frankach, wiele także odwróciło się od tych, którzy wciąż chcieli pożyczać w euro. Te banki, które wciąż proponowały kredyty mieszkaniowe w euro zawiesiły poprzeczkę bardzo wysoko. Deutsche Bank rozpatruje wnioski tylko klientów, którzy zarabiają minimum 12 000zł netto, a Polbank EFG jest nieco łagodniejszy, bo dopuszcza także tych biedniejszych…z zarobkami 10 000zł netto. Bank Zachodni WBK z kolei nie kładzie tak mocnego nacisku na zarobki, ale za to nie pożyczy pieniędzy nikomu, kto nie ma 20% wkładu własnego. Ci, które swoje zarobki mają we wspólnej walucie europejskiej mogą jeszcze liczyć na oferty Alior Banku, Peakao SA i BOŚ Banku. Mało tego, kredyty mieszkaniowe w euro straciły także swój największy atut – niskie oprocentowanie, czyli faktycznie opłacalność. Banki bowiem podniosły swe marże i tak naprawdę już przy obecnych cenach walut kredyty mieszkaniowe w euro są na granicy opłacalności. Jeśli kursy pójdą w górę, to staną się opcją gorszą niż kredyty złotówkowe. Czy to koniec hipotek walutowych? Zapowiada się, że niestety tak. I to w niedługim czasie.